Od jakiegoś czasu (chyba od pół roku) przeglądam polskie lalkowe strony. Jestem pozytywnie zaskoczona entuzjazmem i radością z jaką polscy blogowicze piszą o swoim hobby. Naładowana całą tą pozytywną energią postanowiłam wystartować ze swoim własnym blogiem. Tylko co może być prostszego dla totalnego introwertyka, ze stadem lalek unikających nie tylko kamery, ale nawet światła dziennego, jak rozpocząć blog?! Wypuścić w świat własne obrazki?! Grrr! Zgroza!!!
Nawet jeśli zobaczy je tylko kilku zapaleńców wpisujących w wyszukiwarkę "dolls", a nie "history of philosophy", czy "100 most sexiest actors of the world", to i tak trochę strach.
Ja sama ciągle nie do końca znajduję wytłumaczenie dla swojej pasji (nawet przed samym sobą). Racjonalny umysł mówi: co jest gorszego w plastikowej lalce, przemalowywanej, i ubieranej przez ciebie przez kilkanaście godzin, od modelu Shermana z drugiej wojny światowej, przedstawionego łącznie z błotem pomiędzy ogniwami gąsienic? Taka sama ilość czasu, taki sam wysiłek, taka sama radość z efektu, ale jedno hobby powszechnie szanowane, a drugie trochę śmieszne...
No dobrze, koniec ględzenia, jak nie teraz to nigdy! Start!
Chociaż start też nie będzie do końca właściwy ;). Po trzech tygodniach przymiarek i przygotowań, wertowania pudeł z dobytkiem (po niedawnej przeprowadzce większość moich lal are in the closet, literally!), ciągle nie mogę się zdecydować co pokazać jako pierwsze? w kolejności powstawania? najbardziej ulubione?
Zdecydowałam więc: pokażę te nad którymi pracuję/znęcam się w tej chwili. Problem jest tylko taki, że to nie do końca moja skala (moja UKOCHANA to 13"), trochę nie moje klimaty stylizacyjne (dla prawdziwych fashionistek szyłam ostatnio jak jeszcze obie z siostrą bawiłyśmy się lalkami), no i nie wiem czy już się zdążyłam "zaprzyjażnić" na tyle z tą skalą, żeby wyszły mi dobre zdjęcia.
Ale trudno, tym się właśnie teraz "bawię". Kilka szybkich fotek, żadna "sesja". Tak tylko zagoniłam całe towarzystwo na parapet (zawsze się rozłażą po całym domu), poprosiłam żeby stanęły razem i uśmiechnęły się do aparatu. A co z tego wyszło?
Proszę bardzo, oto one: Moje nafochowane, niezadowolone i niechętne do pozowania panny Tonner: Sasha, "Don't Wona Tell You, How I'm Called" and Lara.
Niezadowolone są strasznie, bo obiecałam im wszystkim nowe letnie sukienki ("tylko MODNE!, nie chcemy wyglądać jak reszta twojego stada"), a do tej pory tylko jedna (Ruda) jest całkowicie ubrana.
Sashy bieganie w samej bieliźnie nie przeszkadza, ale właśnie złamała obcas w ulubionych butach i "przecież obiecałam jej nowy make up".
Lara (z kucykiem) ma strasznego focha od czasu przyjazdu. Moja Siostra (u której teraz mieszkam) jak zobaczyła ją wygodnie rozciągniętą na kanapie (tuż po wyjęciu z paczki) powiedziała: "o nie!, nie!, nie! TO się u mnie nie zalęgnie !!!" Mojej Siostrzyczce na szczęście szybko przeszło, Lara jednak ciągle myśli że nikt jej nie kocha. (Nie pomogło nawet nowiutkie kimono uszyte z mojej bluzki!)
Na razie to tyle, ale myślę, że uda mi się namówić je jeszcze do pozowania w plenerze- kiedy skończę sukienki dla wszystkich. Przecież to Tonnerki! Chęć pokazania całemu światu nowych ciuchów powinny mieć zapisane w tych swoich małych plastikowych genach!
Sasha jest genialna! Naprawde! Matel by sie nie powstydzilo takiej stylizacji, sama szylas jej koszulke ? Swietne ! I ta dlugosc i kolor wlosow, rewelacja!
OdpowiedzUsuńJestem pod totalnym wrażeniem! Przepięknie przemalowane Tonnerki i to w taki oryginalny sposób ! Piękne stroje lalek oraz cała stylizacja fotek! Brawo !!!
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za miłe komentarze!
OdpowiedzUsuńKoszulka jest mojego autorstwa (mam słabość do ładnej bielizny i moje lalki często mają po dwa koronkowe kompleciki, a ani jednej sukienki do założenia ;)
Twoje ooaki są po prostu oszałamiające, jestem pod niesamowitym wrażeniem.
OdpowiedzUsuńśliczne, takie nietypowe!! Zrobisz furorę u kolekcjonerów za ocanem ;)
OdpowiedzUsuń